Sylwestrowy Giewont 31.12.2017 r.

Giewont - Sylwester 31.12.2017 r. - Po 27 LATACH znowu zimą stanąłem na tej skałce :)
( wielgaśne podziękowania dla Michała ... )

Start z Kuźnic około 7:20 - 7:30
Spokojne podejście pod Schronisko na Halę Kondratową
Do Hali Kondratowej spokój, cisza, bez opadu śniegu, bez wiatru.
Na trasie wierzchni śnieg z przed chyba dwóch lub trzech dni.
Za lasem, od Hali K. w kierunku przełęczy spokój, śnieg nie zapada się pede mną.
Spokój aż do wspomnianej lawina, która zeszła z okolic Kopy Kondrackiej ( lawina chyba z przed z dwóch lub trzech dn. )
Tu spotkałem dwójkę turystów, którzy jako kolejni zrezygnowali z podejścia ( pierwszymi napotkanymi była trójka, dwóch mężczyzn i kobieta, którzy podobno wychodzili jeszcze przed świtem z zamiarem podejścia pod Przełęcz między Kopą K. a Giewontem  )

(  może ktoś z nich zgubił rękawiczkę, info na końcu )

Na ścianie pod Przełęczą warunki lawinowe.
Tu spotkałem Michała, z którym zdecydowaliśmy się na próbę podejścia pod Przełęcz.
Zaczęliśmy od obejście lawiny, niestety, stety, lepiej szło się po niej, choć nie było łatwo :)
Gdy próbowaliśmy iść po nienaruszonym śniegu, to na ogół Ja wpadałem po uda lub po tyłek, a Michał chyba raz wpadł po same pachy :)
Zero śladów, przecierania trasy do samego szczytu, nikt tędy nie szedł bynajmniej od kilku dn.
B. często zapadałem się po ud w śniegu, to było dość męczące :)
Wejście na przełęcz między Kopą K., a Giewontem, stromo w głębokim śniegu, w lawinowych warunkach, pod śniegiem lód.
Podczas podejścia głównie do połowy ud się zagłębiałem ( Michał o dziwo na ogół szedł po wierzchniej cz. śniegu, nie zapadał się pomimo, że ważył o około 3 kg więcej ode mnie i jest w sumie sporo wyższy ... miał większe stopy ?! :) )
Na przełęczy, b. silny wiatr, chyba halny.
Otwarta przestrzeń, zacinający, zlodowaciały śnieg, uderzający w skórę jak szpilki zagłębiające swe ostrza :)
Podczas podejścia zarobiłem dwie dziury w spodniach oraz lekkie rozcięcie na kolanie, spowodowane uderzeniem własnymi rakami.
Wiatr mocno wiał, czasami aż popychał mnie na boki.
Im bliżej Giewontu, tym większe zamglenie, ale za to jakby ciszej.
Gdy dotarliśmy pod sam już krzyż, ledwie go dostrzegliśmy.
Raz nawet troszkę odeszliśmy z trasy, przez gęste zamglenie.
Na zdjęciach widać jak silne było to zamglenie.
Na przełęczy jak również w niedalekiej odległości od Giewontu, kosodrzewina zasypana całkowicie śniegiem, szliśmy dosłownie po niej. A pamiętam gdy podczas jednego wrześniowego wieczoru, gdy w nią wpadłem, to miałem wielki problem z niej się wygrzebać :)
Na samym szczycie i tuż pod nim, na ogół odsłonięte, oblodzone kamienie.
Pod sam szczyt podejście po oblodzonych kamieniach lekko zaśnieżonych.
Na samej górze spory nasyp śnieżny.
Zdjęcia co nieco obrazują warunki podczas naszego sylwestrowego podejścia.

27 lat temu, w 1990 r, również grudniowo, z grupą kolegów ze szkolnej klasy ( wycieczka warszawska ), weszliśmy w podobnych warunkach na ten szczyt.
Wtenczas robiłem im zdjęcie kompakcikiem :D, a Taternik do mnie mówił ... " nie odsuwaj się tak, bo polecisz z 1 km w dół " , a Ja chciałem tylko ich objąć w kadrze wraz z krzyżem :)
Ówczesne warunki, te z 1990 r. były b. podobne do tych obecnych, ale wtenczas to wejście wykonaliśmy w zimowych butach miejskich, innych nie było :)
Sam Taternik miał normalne traperowate obuwie, filcowaną narzutę i czapeczkę wełnianą.

Zameldowanie pod krzyżem około 11:30
Później zejście do schroniska i kufelek grzanego piwa, wszedł zanim się obejrzałem i nawet nic nie poczułem w główce ( piwo, to u mnie od wielkiego dzwonu )


Ktoś mnie zapytał ... " po co to, po co ryzykować, to jest bez sensu ? ... etc.
                                         odp. " trzeba to poczuć by zrozumieć "

© Andrzej Nowak




Na powyższym zdjęciu, Michał ( foto z telefonu )


Po trasie:

Michał w śniegu , chyba po połówkę ud :)
   Na wysokości przełęczy w kierunku na Giewont

 Spotkana para, która zrezygnowała z podejścia w okolicach zeszłej lawiny, ale życzyła powodzenia.






PS
 " Po drodze znalazłem rękawiczkę. Widać, że ktoś dopiero co ją zgubił.
Szły przede mną dwie osoby - mężczyzna i kobieta, ale znikli mi z pola widzenia.
Rękawiczkę wziąłem ze sobą by ewentualnie zapytać po drodze.
Niestety, w podejściu schowałem ją w kieszeń dosłownie o niej zapomniałem.
Dochodząc do lawiny ze str. Kopy K., mijałem się z trójką osób, dwóch mężczyzn i jedn kobieta - zapomniałem zapytać o rękawiczkę :)
Później tuż pod samą lawiną, zapomniałem zapytać o ew. zgubienie rękawiczki mężczyzny i kobiety.
Jakby co, to rękawiczkę mam u siebie :) "

Komentarze