" W hołdzie Wszystkim Świętym, wszystkim zmarłym "

Minionej Nocy z 01.11 na 02.11/ W hołdzie Wszystkim Świętym, wszystkim zmarłym postanowiłem przejechać rowerem z miejsca zamieszkania do Wa-wy i z powrotem/
M
 


Trasa spontaniczna i na tyle, co założyłem, że dam radę przejechać.
Zamierzałem początkowo wybrać się do L-wa, Wieliszew, Dębe, Serock ..., ale w L-wie coś mnie pocisnęło i nie skręciłem na L-wo Przystanek, a pojechałem na W-wę z chęcią przejazdu koło kilku miejsc.
Zakładałem, że dam radę, czyli spróbować zawsze można, sił dodawało mi "Radio PLUS", napędzając mój Puls.
Tej nocy, tego czasu kapitalnie pode mnie ułożona była audycja, ścieżka dźwiękowa, która dodawała mi wiele pozytywnej energii !

M

Start znad Zalewu Zegrzyńskiego.
Przez Most nad Narwią:
Zegrze płd.
Kierunek na L-wo.
Przy CSP w L-wie przejeżdżam koło dwóch młodych kobiet, jedna z nich wyciąga przede mną rękę zaznaczając, że chce mnie na stopa zatrzymać :) uśmiechnąłem się i wyciągam do niej dłoń na przybicie piątaka, Ona szybko na ten gest reaguje i po chwili w naszym otoczeniu rozchodzi się odgłos przybitej piątki przy prędkości powyżej 30 km/ h, mijamy się i po chwili słusze za plecami śmiech, pozytywny śmiech dwóch kobiet/ Black&White, dziewczyny dzięki wielkie za tak spontaniczne zachowanie :)

Pomykam dalej 61-ką.
Mijam McD, gdzie zakładałem skręcić na L-wo Przystanek, ale kierownica nie chce drgnąć w tamtym kierunku ... i dobrze :)
Od tej chwili pomykam na W-wę/ moja Warszawę :)

Mijam kolejne skrzyżowania po Warszawskiej przez L-wo.
W pewnym momencie wyprzedza mnie autobus, chyba  w nim widzę Black&White :)
Kolejne skrzyżowanie, tuż przed Sobieskiego i ... znowu dziewczyny, już sa trzy, uśmiechają się :)

Pomykam dalej w kierunku na obwodnicę.
Dźwięki muzyki wypływające ze stacji Plus mieszają się z szumem wiatru

M

Wspomnę tylko, że drogami rowerowymi na przejechanym odcinku da się tylko jechać od centrum L-wa, po za tym kiepsko, trzeba walczyć z kierowcami samochodów, którzy często pomimo, że z naprzeciwka jedzie inny pojazd, wolą przytulić się do mnie, niż zahamować by nie łamiąc przepisów, by nie narażać mnie na utratę zdrowia, życia, kierowcy polscy to na ogół banda idiotów, ignorantów, egoistów, mających innych użytkowników gdzieś głęboko ... podobnie jest na trasach, które często zaliczałem, czyli droga 61-ka w kierunku na Pułtusk, tutaj prym debilizmu wiodą kierowcy WPU i WND ( czyli "Wandy", tak określam kierowców którzy poruszają się na rejestracjach WND ), nie wszyscy, ale większość z nich to ignoranci, osoby o braku wyobraźni. Zdecydowanie lepiej jedzie się na 62-ce, ale może dla tego, że tam jest jakby boczny, ciup szerszy pas boczny, ale i tu kierowcy ciężarówek dają popis debilizmu ! Są i tacy idioci kierujący kilkudziesięciotonowymi potworami, którzy gdy mnie mijali, na mojej wysokości potrafili użyć klaksonu, trąby ! Totalny idiota ciężarowego grzmota !
Ale zdarzyło mi się również, gdy jechałem nocą 62-ką, jednemu kierowcy ciężarówki zjechałem na pobocze, tuż przed mocnym wzniesieniem, wyprzedziwszy mnie podziękował awaryjnymi ( szacun, widać zdarzają się normalnie, myślący ludzie w trudniący sie zawodowo nabijaniem kilometrów )

To powyższe, to takie wtrącenie, by co nieco spuścić z emocji, stresu, które na co dzień towarzyszy użytkownikom rowerów po drogach krajowych  )

Wiele pracy czeka jeszcze władze powiatu L-wskiego, W-wy by powstały normalne, z prawdziwego zdarzenia trasy rowerowe ( w Warszawie ścieżki rowerowe dupy nie urywają, chaos, trasy często nagle się urywają, przerzucane są bez sensu na druga stronę takich alteri jak JP II ( kolejny absurd )

I tak sobie pomykam przy dziwkach muzyki radia PLUS, które to dyktuje mój Puls

M

Jestem na Modlińskiej, na wysokości Tarchomina, wpadam na pomysł, by zrobić zdjecia aparatem z telefonu trasy przejazdu, niestety po pierwszym zdjęciu funkcje aparatu w telefonie zostają mi z automatu zablokowane, gdyż pada mi bateria ( za to wytrzymała prawie całą trasę z wł. radiem Puls )
Taki foto na start i ... już dalej bez możliwości pstrykania, a miałem swój plan, wiec posilę się zdjęciami z mojego archiwum :)




Pomykam dalej Modlińską z zamiarem przejechania mostem gdańskim na drugą stronę Wisły, czyli z zamiarem przejechania do Śródmieścia W-wy.
Trasa spokojna, bo coraz mniejszy ruch samochodów, a było już chyba coś po 21-szej.
Tempo mam niezłe,szybko mijają km, dynamika ruszania ze świateł na wysokim, energetycznym poziomie, jeszcze nie czuję w ogóle zmęczenia, choć temperatura dość niska, do tego mgła zaczyna dawać o sobie znać.

Jadę przez most gdański:





Oczywiście nie po torowisku, a górnym poziomem, w pasie dość wąskim, dla pieszych, wrrr ciasno, niebezpiecznie, można zahaczyć o barierki kierownicą, ale tym razem nie zaliczam gleby jak niedawną nocą na wiadukcie w Dębę, gdzie zaczepiłem wpierw kierownicą o barierki mostu, potem palcami zasadziłem pomiędzy berierkowe przełożenia palec mały z kością wewnętrzna ręki chyba mi zgrzytnęły, teraz po 3 tyg. od zdarzenia jeszcze mam spuchnięte kości i tej nocy od zimnego wiatru kości dają znać, ale jadę w kierunku Arkadii, mijam ją, skręcam w JP II.

Dojeżdżam do Pawiaku. Tutaj swojego czasu zrobiłem kilak lat temu zdjęcie, które wtopiło się w moją pamięć, psychikę:
  


Pawiak rozświetlony światłem zniczy, niesamowity klimat, zaduma pojawia się w tym miejscu.

Po chwili pomykam dalej.
Na JP II nie jest fajnie, po mimo szerokiego chodnika, ścieżka rowerowa raz jest, raz znika, tudzież przerzucona zostaje na drugą stronę ulicy, o czym już wspominałem wcześniej  - głupota, ale ... jadę tak jak ona prowadzi, czyli po "debilowatemu" ;)

Postanawiam wjechać w głąb lewej części ulicy JP II.
Tutaj wjeżdżam w Waliców ( Maciek J. tylko bez podtekstów ;) )

M

Dalej jadę pomiędzy blokowiskami, nie jest fajnie, bo ciemno, niektóre drogi okazują sie ślepymi, ale ponownie wjeżdżam na JP II.
Tutaj dojeżdżam do skrzyżowania z dopiero co ponownie oddaną do użytku cz. Świętokrzyskiej.
Przejeżdżam do Alej Jerozolimskich, koło  PKiN ( znowu szlaona kolorystyka, taka jak na poniższym, pierwszym obrazku )



tutaj zeszłoroczną "Nocą Muzeów" sfociłem przy dworcu centralnym taki spektakl z opisem na murze " Alkohol Zgłada Polaków "



Następnie skręcam w Marszałkowską.

Jadę do trasy Łazienkowskiej, trasa jest ok, bez zgrzytów, co chwilę czerwone światła, na których oczywiście przystaję, ale po jakimś czasie odczuwam wychłodzenie organizmu zważywszy, że za często i nazbyt długie przerwy mam.
Nie jest fajnie, ale jadę następnie  

I tak sobie pomykam przy dźwiękach muzyki radia PLUS, które to dyktuje mój Puls

M

Dojeżdżam do skrzyżowania Waryńskiego z Puławską ( tuatj niegdyś było kino Moskwa ) skręcam w Spacerową, Belwederską cały czas kierując się na M. Siekierkowski.
Jeszcze nie miałem okazji widzieć trasy rowerowej z Doliny Służewieckiej na M. Siekierkowski, ale z ciekawością chcę ją zobaczyć.
Zaczyna się jakoś chłodniej w okół dziać, mgła zaczyna naprawdę ograniczać widoczność.
Tereny podmokłe robią swoje.
Tutaj też ciężko się jedzie, bo co i rusz światłą, zaczyna mi być zimno, moc słabnie, a niestety na sponton zabrałem za mało prowiantu, a właściwie prawie nic, jednego małego snikersa i bidon wody, ale już nie raz dawałem sobie radę w takich okolicznościach. Niegdyś z Wyszkowa ( trasa 80 km ) jechałem w latanią noc na 1,5 l. samej wody ! )  Wspominałem o tym wtenczas przez tel. jednej bliskiej mi osobie, ale nie niestety, ta bliska osoba, nie zaproponowała, nie pomyślała, by mnie wesprzeć jakimś "energetykiem" : D ... " dziękuję "

Pod wiaduktami trasy siekierkowskiej jest ciemno, nieprzyjemnie, niebezpiecznie, totalne odludzie, jakbym znalazł sie na jakimś zadupi, a nie w stolicy :(
Mgła potęguję klimatyczny przejazd, wyobraźnia daje po palnikach, tworząc dziwne złudzenia ;)
Szkoda, że nie miałem ze sobą lustra i statywu, mgła, woda i sztuczne oświetlenie dawało niesamowite efekty klimatyczne.

Dojeżdżam do rozjazdu na most siekierkowski lub trasę rowerową brzegiem Wisły, wybieram ze zrozumiałych względów tę na most, bo ta nad Wisłę, to jakaś nocna porażka, jak zaproszenie do Hadesu.
Wjeżdżam na most s. i od razu wracają wspomnienia.

przy muzyce płynącej na falach radia PLUS, które to dyktuje mój puls i dodaje mi energii

M

Widzę ...








Tym razem most cały we mgle i ponownie żal w sercu, że nie mam lustra ze statywem, ale może i dobrze, bo znowu bym szalała pomiędzy barierkami ;)

Przejeżdżam przez most i zjeżdżam na Wał M. tutaj niemiłe doświadczenie, gdy dojeżdżam do trasy Łazienkowskiej nagle blokada, przejazdu nie ma, wiadukt nad trasą w przebudowie.
Nie ma jak przejechać, w pobliżu schody na górną cz. jeszcze istniejącej przeprawy nad trasą, ale rowerem po schodach, do tego po góry nie umiem jeszcze.
Postanawiam przeciąć trasę.
Jadę dalej po ulicy, bo trasę rowerową " Pani Prezydentowa W zwinęła na noc "
Znowu samochody, znowu niemiłe podmuchy przejeżdżających w bezpośredniej bliskości pojazdów, ehhh, gdzie ta ludzka wyobraźnia, a może to zmęczenie moje i innych użytkowników ?


Jadę dalej, dojeżdżam do Stadionu Narodowego na którym w 2012 r. rozegrane zostały niektóre ze spotkani ME w piłce nożnej:


Przy stadionie cisz, mgła, fajny klimat tej nocy.
Ciężki mi się już jedzie. Za chłodno, za mało energetycznego pożywienia, zjadłem jednego, jedynego snikersa na wysokości trasy Ł. Nie wiele pomógł.
Popijam małymi łykami, zimną, zlodowaciałą wodę w której rozpuściłem tabletkę musującą witaminową.
Wody nie da się pić dużymi łykami, bo przez gardło nie bardzo chce przejść.

Tempo coraz wolniejsze, zaczyna mi doskwierać ból mięśni ud, gł. m. czterogłowych.


Muzyka płynącej z radia PLUS, które to w dalszym ciągu dyktuje mój puls oraz jednak dodaje mi energii.

M

Za stadionem mijam M. Świętokrzyski.
Gdy fociłem to zdjęcie, tego samego wieczoru, około godzinę po tym jak stamtąd odszedłem powiesił się na tym moście mężczyzna, przeczytałem o tym następnego dnia, byłem w szoku.






Jadę przez Pragę, wybrzeżem Kościuszkowskim, mijam pomnik Kościuszkowców
Kieruję się ponownie na m. gdański i zjeżdżam na Jagiellońską.
Tutaj już naprawdę jest mi ciężko.
Coraz bardziej mam zmęczone nogi, ale cały czas czuję energię, choć siły zaczynają mi co i rusz, z każdym kolejnym pociągnięciem pedałów słabnąć.
Na wysokości stacji BP przy modlińskiej muszę przystanąć, bo skurcze jakby zaczynały mi sie pojawiać.
Staję i rozciągam mięśnie.
Pomaga na chwilę.
Skręcam na Płochocińską i tutaj już tempo przejazdu dość znacząco spada.
Zaczynam jechać z prędkością około 15 km, co jest połową tego tempa z początku tarasy.
W Legionowie na prostej rozwijałem 30 km, a czasami dochodziłem do 40km ( rower MTB, czyli typowy do jazdy w terenie, opony krosowe, bardzo szerokie, więc utrudniają, spowalniają jazdę, ale daję radę )
Tutaj na liczniku mam 70km przejechanego dystansu, a czas 3 h., prędkość spada, to i już wiem, że ten niby krótki odcinek końcowy znacząco mi się wydłuży, oj znacząco :(

W telefonie o dziwo jeszcze ciągnie bateria, ale wyczuwam, że już niedługo padnie na amen, więc w ciszy będę musiał pomykać.

W słuchawkach nuty z Radia Plus, które to są ostatnia motywacją dla mojego pulsu

M

Dojeżdżam po bardzo długim czasie, rozciągającym się jak nigdy dotąd, ale dojeżdżam do Nieporętu.
Przejeżdżam obok McD, ale funduszy bark, więc nawet nie mam co marzyć o załadowaniu energii na ostatnie km trasy.
I tu niespodzianka, czuję, że zaczyna mi się wzbierać w nosie jakaś wilgoć, to jest krew.
Widać osłabienie daję znać i w tej formie, obrazuje mi, że czas przestać, ale muszę dojechać do końca.
Staję na wysokości postawionego celu, po chwili mijam miejsce w którym niegdyś stacjonowała ta klimatyczna barka :)







( Nie wiem jak dał radę Michał C. przejechać w 19 h trasę z W-wy do Gdyni ( 405km ), ja wymiękłem tutaj na amen, ale jest pełen podziwu jego wytrwałości, Michał szacunek ! Krzysiek K. też dał czadu, z W-wy do Gdańska 390 km ... chłopy, jesteście wielcy ! )

Ostatnia moją deską ratunku jest muzyka, która właśnie przestała sączyć się ze słuchawek/ bateria padła, padła, padła, cisza i wiatr teraz gra mi do uszu. Tylko wyobraźnią słyszę rytmy

.

Do końca trasy już mam mniej niż 10 km. już ponad 80km w trasie, zmęczenie na tyle, że pod wzniesienie na moście zegrzyńskim postanawiam przejść, a nie przejechać.nawet spróbowałem podbiec z rowerem pchanym obok, który to bieg miał mi dać oddech dla dotychczasowego układu pracy mięśni, ale przed samym końcem wzniesienia na moście, postanawiam jeszcze troszkę podejść rezygnując z biegu, czyli truchtu :)
Następnie kilka metrów płaskiej, po chwili długie wzniesienie w kierunku na jednostkę woskową łącznościową w Zegrzu płn, ale tuz przed końcem wzniesienia ponownie muszę zejść z roweru, bo cięęęężko jest.
Zimno, ciemno, cisza w uszach, bo stacja radiowa już mi nie przygrywa.
Ale za to mogłem w myślach powspominać tych, którzy odeszli, tych bliskich, znajomych, ale też tych których znałem, ale nie poznałem osobiście.
Ale nagle czuje jakby podmuch wiatru, który to dodaje mi troszkę świeżej siły.
Jakby tempo się zwiększa, jakby te końcowe kilometry, które od Nieporętu wydłużały się niemiłosiernie, teraz nakręcają się na terenowe opony, które szumią niemiłosiernie w ciszy nocnej.
Chciałem, nawet przez myśl mi przeszło by jeszcze zrobić kółko w okół zalewu ( coś około 10 km dodatkowo ) ale rezygnuję, bo czuję, że mięśnie nie wytrzymują, wytwarzany w nich kawas mlekowy powoduje, że nogi bolą, oj bolą.

Dojeżdżam do końca trasy
Statystyki z licznika:

- czas przejazdu 4h :15min :24s,
- całkowity dystans 90 km 840m,
- średnia prędkość wg. wskazania czytnika, to 21,2km/h,
- max prędkość jaka osiągnąłem, to 52,9 km/ h w terenie zabudowanym :D
- wyniku spalonych kalorii nie ma, gdyż nie złożyłem na klatkę p. osprzętu do pomiarów, a szkoda.

W sumie do mety dodarłem po 0:00, bliżej 1-szej w nocy.

Zjadłem na szybko dwie łyżki dżemu :D
Jeden serek grani z sokiem malinowym.
Dużą miskę płatków/ musli zalane gorącym mlekiem.,
Nogi mi zaczęły puchnąć, krew przestała upływać.
Nie mogłem wysiedzieć na krześle, gdyż nie wiedziałem jaka przyjąć pozycję.
Kubek zielonej, gorącej herbaty z sokiem malinowym, 4 tabletki cerutinu :)
Prysznic w ukropie i hrrrraaaappppuuuu ... zasnąłem w ciągu 2min.

A to mój rumak Cube DISC COMP ( nadruk COMP jest w czerwieni, ale tej nocy dostał nowej pokrywy krwisto czerwonej, tym razem naturalnej.
Cube, który dzielnie przyjmował mój ciężar, choć od dłuższego czasu jest mnie coraz mniej, jest mnie coraz mniej, co raz ... :)

M



...... m


Komentarze